W Kanie poznaliśmy zaradną i silną Maryję


Potulna Maryjka – tak myślałam o niej jeszcze kilka lat temu. Potulność mi wadziła, dlatego nasze drogi rozeszły się na kilka lat, schodząc się jedynie przy okazji kurtuazyjnie odmawianych modlitw. Jakiś czas temu ponownie na siebie wpadłyśmy, ale nie mogę powiedzieć, że to ja ją odnalazłam. Wręcz przeciwnie, to Ona sięgnęła po mnie z całym – jak się okazuje charakterystycznym dla niej – uporem i stanowczością. Żadnej potulności.

Okazuje się, że wystarczy uważnie czytać (a może raczej słuchać?) to, co przekazuje Biblia. Jakie znaczenie ma dla nas fakt, że gdyby nie Maryja, nie byłoby Jezusa? To Ona rozpoczyna niesienie Ewangelii w świat i to dzięki Niej (lub przynajmniej pod dużym Jej wpływem) Jezus dokonuje pierwszego cudu. Tak podaje to Św. Jan (J 2,1-12):

Zaczęło się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam matka Jezusa. Na wesele zaproszony został również Jezus i Jego uczniowie. Gdy zaczęło brakować wina, matka Jezusa powiedziała do Niego: „Wina nie mają”. Jezus jej odrzekł: „Niewiasto, czy to moja lub twoja sprawa? Mój czas jeszcze nie nadszedł”. Jego matka powiedziała obsługującym: „Jeśli cokolwiek wam każe, zróbcie”. A było tam sześć kamiennych stągwi, postawionych dla judejskich obmywań. Każda mieściła dwie do trzech metret. Jezus powiedział im: „Napełnijcie stągwie wodą”. Napełnili je aż po brzegi. Rzekł im: „Teraz nabierzcie i zanieście staroście wesela”. Zanieśli. Kiedy starosta spróbował tej wody, która winem się stała, a nie wiedział, skąd jest, tylko słudzy, którzy nabrali wody, wiedzieli, przywołał pana młodego i rzekł mu: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy sobie podpiją – gorsze. Ty zachowałeś takie dobre wino aż do teraz”. Taki to, pierwszy z cudownych znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Ukazał swą chwałę. Jego uczniowie uwierzyli w Niego. Później zszedł do Kafarnaum On sam, Jego matka, Jego krewni i Jego uczniowie. Pozostali tam przez wiele dni.

Już pierwsze słowa dają nam konkretny ogląd na sytuację: Maryja była tam. Jezus wraz ze swymi uczniami był zaproszony. Nie jest to raczej stylistyczna zabawa Św. Jana. Nie bezcelowo osobno zaznacza obecność Maryi. Śmiem twierdzić, że Maryja pomagała młodej parze ogarnąć całe to weselicho (świadczą o tym również kolejne słowa, w których widzimy Maryję, jako czuwającą nad przebiegiem całego wesela.). I słusznie, bo takie wydarzenia w czasach Jezusa trwały… bagatela 7 dni i często nazywano je po prostu pijatykami. Grunt to szczerość. Czy potulna osóbka dałaby radę ogarnąć to wszystko? I czy w ogóle o ogarnięcie czegokolwiek zostałaby poproszona?

Maryja zauważa, że brakuje wina. Prosi więc Jezusa o pomoc, ale Ten odpowiada Jej: Niewiasto, czy to moja lub twoja sprawa? Mój czas jeszcze nie nadszedł. Potulna matka od razu by zrozumiała i dała spokój. Ale nie Maryja. Każe obsługującym robić wszystko, co powie Jej Syn. Czysty upór, a nawet tupet. Czy nie obawiała się, że Jezus powie im: Panowie, mówiłem już matce, że nic z tego. Sorry za kłopot, ale nie pomogę. Taki mamy klimat?

Wydaje mi się, że najstarszym powiedzonkiem musi być „Matki trzeba słuchać”, bo nawet sam Jezus musiał je doskonale znać. Kazał sługom napełnić wodą kamienne stągwie, a następnie wodę zamienił w wino. Starosta zadowolony, wesele uratowane. Tyle z rzeczy przyziemnych, ale wróćmy do Maryi…

Wydarzenie w Kanie pokazuje mi trzy – jak to umownie nazywam – filary wiary, której możemy uczyć się od Maryi. Po pierwsze wiedziała, że tylko Jezus może jej pomóc. Nie odpowiedziała Ok Synku, to ja znajdę kogoś innego, kto mi pomoże. My często jedynie przypuszczamy, że Jezus może nam pomóc. Jeżeli nie On, to może tarot, sms do wróżki, fusy lub maści na przyrost pieniędzy. Cokolwiek. Po drugie: była uparta. Jezus mówi Nie moja godzina, a ona swoją postawą odpowiada A właśnie, że Twoja. Uparła się i nawet ustala już wszystko dalej. Z przymrużeniem oka stwierdzić można, że pierwszy cud miał miejsce, bo mama kazała.

Wreszcie po trzecie: W Biblii czytamy Błogosławieni ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Maryja jest taką błogosławioną. Gdy odbywa się opisywane przez Św. Jana wesele, Jezus ma już ok 30 lat… 30 lat Maryja nie widziała żadnego Jego cudu. Pojawił się jakiś anioł, powiedział jej, że będzie matką najwyższego, że Bóg da mu tron… a tu nic. Chłop ma 30 lat, żadnej żony do domu nie przyprowadził, nawet męża. Włóczy się po okolicy z jakimiś mężczyznami i mówi, że to jego uczniowie. Cierpliwa ta Maryja, że też nie przyszło jej do głowy sprawdzić, takiego dajmy na to 7-letniego Jezuska: Synku, wyczaruj mi tu trochę miodu i mąki, a zrobię dla nas smaczne placki. Nic z tych rzeczy. Dopiero w Kanie Galilejskiej stwierdza, że nadszedł idealny moment. Odważnie. Nie widzieć żadnego cudu przez 30 lat i zapragnąć go akurat podczas wielkiego wesela, gdzie obecność wina była bardzo ważna, a jego brak mógł przynieść państwu młodym kpiny wszystkich gości. To jest zawierzenie, które należy naśladować. Musimy się uprzeć, ale działa już Jezus. Matka nie stała nad nim i nie mówiła Jezu, źle. Odsuń się, ja to zrobię.

Św. Jan przekazuje nam Dobrą Nowinę: Jezus jest tym, który przygotuje nam najlepiej zaopatrzone wesele. I nie mówimy tu o zwykłym weselu, nawet takim 7-dniowym. Zerwie z powierzchowną czystością ciała na rzecz czystości serca. Kolejna część tej Dobrej Nowiny jest taka, że Jezus nam to wesele przygotuje, a Maryja będzie nim zarządzać.

Anna Krystowczyk