Pojednał świat ze sobą.


Rozważanie Diakon Doroty Łodziak
na Wielki Czwartek.

„Poznajemy Twoją miłość rodzicielską, gdy kruszysz twarde ludzkie serca i w świecie rozdartym przez walki i niezgodę czynisz człowieka gotowym do pojednania. Ty mocą Ducha Świętego działasz w głębiach serca, aby nieprzyjaciele szukali zgody, przeciwnicy podali sobie rękę i ludy doszły do jedności. Twój dar, Ojcze, sprawia, że szczere szukanie pokoju gasi spory, miłość zwycięża nienawiść, a pragnienie zemsty ustaje przez przebaczenie”.

(Z Liturgii Reformowanego Kościoła Katolickiego)

Dzisiejszy dzień kończy okres Wielkiego Postu, jednak staje się momentem kulminacyjnym tego czasu – rozpoczyna się Triduum Paschalne. Rozbrzmiewa „Chwała na wysokości”, dźwięczą dzwonki, by po chwili zamilknąć na całe Triduum, a z ołtarzy znikają obrusy. W Liturgii Słowa słyszymy wezwanie Boga wobec Izraela do świętowania Paschy. Wzywa On naród do drogi: „Biodra wasze będą przepasane, sandały na waszych nogach i laska w waszym ręku. Spożywać będziecie pospiesznie, gdyż jest to Pascha na cześć Pana”.

Znak krwi baranka staje się dla tych, którzy go przyjmują, znakiem wybawienia, a dla Egiptu znakiem Bożej sprawiedliwości. Dziś także jestem wezwana do drogi, Ty także. Przede mną pustynia, Morze Czerwone, które może mnie pochłonąć. Wciąż jednak tak trudno mi przychodzi przepasać sobie biodra i iść.

Dziś biodra przewiązuje sobie także Jezus. Po co to robi? By obmyć nogi uczniom wodą, a kilka dni później obmyć świat swoją krwią.

W diecezji, w której się wychowałam, często w ten dzień do katedry zjeżdżała się młodzież ze swoimi duszpasterzami. W Niedzielę Palmową seminarzyści organizowali „powołaniówkę”. Wielu chłopców zachłyśniętych atmosferą, która wtedy panowała, jeszcze chętniej przyjeżdżało na Mszę Krzyżma w Wielki Czwartek, z namaszczeniem obserwując święte obrzędy i swego biskupa pochylonego, by umyć nogi dwunastu. O wiele bardziej lubiłam tę liturgię spędzać w katedrze niż w rodzinnej parafii, jednak nie było mi to dane zbyt wiele razy. Irytowały mnie te wszystkie pompatyczne wystąpienia, komentarze, życzenia, które towarzyszyły parafialnym obrzędom. Widziałam na twarzach podenerwowanie mężczyzn wybranych do umywania nóg. Moje serce zawsze pytało: dlaczego w ławce siedzą głównie miejscowi decydenci, osoby możne? Jako dziewczyna nie rozumiałam też, dlaczego nie ma tam kobiet. Tak, wielokrotnie tłumaczono mi: tradycja, dwunastu apostołów itp. Z drugiej zaś strony myślałam sobie: jak dobrze, że ja tam nie siedzę, przecież tydzień wcześniej nie robiłabym chyba nic innego, jak tylko zajmowała się stopami, by jako tako „wypadły”. 🙂 Niesamowitym znakiem było dla mnie też to, że Kościół zakazywał księżom w tym dniu sprawowania Eucharystii bez wiernych. Wiernych były zawsze tłumy. Co prawda wielu wychodziło przy życzeniach dla księży, nie mogąc już tego słuchać, bo ciągnęły się w nieskończoność, inni jednak zatapiali się w modlitwie, czekając na czuwanie po Eucharystii. Mnie wyznaczano na tę, która układała życzenia od młodzieży. Uwielbiałam wtedy cytować święte kobiety, jak Katarzyna ze Sieny, która dawała cięte riposty.

Oto kilkanaście lat później Jezus dotknął nie tylko moich nóg, ale i serca, rozumu, dłoni. Wybrał mnie na diakona, a biskup potwierdził to święceniami. Zostałam powołana, by innym umywać nogi. Radzę sobie z tym średnio, czasami wolałabym uciec, krzyczę jak Jonasz, że nie chcę. Jeżeli to czytasz, to proszę, módl się za mnie, bym zechciała iść tam, gdzie Pan mnie pośle.

Dziś byłam w domu pomocy społecznej, w którym mieszkają moje rodzone siostry. To dom dla osób z niepełnosprawnością intelektualną. Wciąż walczę, by znaleźć im lepsze miejsce niż ten moloch, w którym mam wrażenie, że może nie jest się numerem, bo mówią do ciebie po imieniu, ale to mało znaczy. Jesteś jednym z wielu, nie masz znaczenia. Za każdym razem, gdy widzę moje siostry, gdy się przytulamy, gdy inni mieszkańcy przychodzą się przywitać, porozmawiać, zakosić coś ze słodyczy, czuję, jak Bóg nie myje mi nóg, ON ZMYWA MI GŁOWĘ! Mówi: PATRZ!

Czuję, jak znika ze mnie moje ciągłe: chcę tego, chcę tamtego, jestem taka, chcę być jak ktoś tam… Czuję, jak zaczynam doceniać moją nie zawsze fajną codzienność, możliwość decydowania o sobie, swoim życiu, pójściu „gdzie chcę”.

Przez te ostatnie lata święta paschalne nie miały dla mnie radosnego wydźwięku. Czułam wiele razy, że sama jestem Judaszem, Piotrem, który zdradził, Jezusem, który wyrzuca uczniom, że z Nim nie czuwają, pojmanym przez złoczyńców, potem oskarżonym i skazanym na śmierć. Przez ten czas spotykały mnie różne bóle, odrzucenia, niezrozumienia. Dziś również wracają różne emocje, lęki, poczucie opuszczenia, zniechęcenia. Krzyczy we mnie pytanie: Kim jesteś? Gdzie jesteś? Dlaczego to wszystko? Po co mnie powołałeś, zechciałeś, skoro nie czuję Twojej obecności, skoro nie rozumiem, nie mam sił?

Potem patrzę w pokoju na krzyż i już nic nie umiem powiedzieć… W końcu zmęczona zasypiam.

Jezu, wiem, że czasem zachowuję się, jakbym Cię wcale nie potrzebowała, a to, co mówisz, nie miało znaczenia. Innym razem zawalam wszystko licząc, że jednak mnie uratujesz… Proszę, obmyj mnie całą, bo czuję, że stopy to za mało.

Chcę Ci dziś dziękować za mój chrzest, w którym przywróciłeś mi czyste oblicze, obmywając mnie wodą łaski. Jeszcze bardziej chcę dziękować Ci za pokarm, który mi pozostawiłeś, bym nie umarła, nie pogrążyła się w rozpaczy. Dziękuję, że mówisz mi, jak do Eliasza: „Jedz i chodź. Nie ociągaj się”. Dziękuję Ci też za tych, którym pozostawiłeś siebie w znaku chleba i wina, by oni szli i karmili Twój lud. Dziękuję Ci za tych, na których z Twojego postanowienia Kościół nakłada ręce. Dziękuję, że wzywasz ich, by szli i nakładali ręce na innych, błogosławiąc ich, jednając ich z Tobą. Dziękuję, że właśnie dziś dajesz nam święto jednania, pojednania, służby i uniżenia.

Umywając nogi uczniom i karmiąc ich, pokazujesz nam, jak służyć tym, którzy nas potrzebują.