Argumenty logiczne w rozbudzaniu wiary w Boga


Argumenty logiczne w rozbudzaniu wiary w Boga

Karolina Szymczyk

Człowiek nie bez przyczyny został obdarzony przez Boga rozumem i zdolnością myślenia Jednak w pewnych sytuacjach owa umiejętność może przysparzać kłopotów. Otóż człowiek zatraciwszy świadomość, że żyje przed obliczem Boga i tak pozostaje w relacji z Nim (nawet grzech można rozumieć relacyjnie jako postępowanie wbrew Stwórcy i własnemu powołaniu do jedności z Panem). Nawet, gdy uzna siebie za „centrum świata” i jedyny punkt odniesienia zgodnie z maksymą Terencjusza:  ,,Homo sum; humani nihil a me alienum putto”. Innymi słowy wyniesie własne poznanie (rozumowe) do rangi niezaprzeczalnego i jedynego pewnego źródła wiedzy o otaczającym go świecie. Podkreślić należy, że Bóg dał człowiekowi dar rozumności, który podlega „wolnej woli”, dlatego też zawieszony jest pomiędzy działaniem ad majorem Dei gloriam i działaniem na szkodę nie tyle Bogu, co samemu posiadaczowi w tym przypadku „głupiej rozumności”. Człowiek może dążyć do poznania Stwórcy (a raczej uświadomienia sobie niemożności zamknięcia Boga w jakichkolwiek ramach pojęciowych) lub obalać jego istnienie, czyli uznać za całkowicie irracjonalne. Jednakże w tym drugim z pozoru anihilującym Stwórcę rozstrzygnięciu tkwi ziarno prawdy. Otóż Bóg jest irracjonalny! Aby uprawomocnić rozstrzygnięcia rozumności Karoliny Szymczyk warto stanąć na ramionach gigantów i spojrzeć na ten problem z tej właśnie perspektywy. Anzelm z Cantenbury wskazywał, że „gdyby Bóg ograniczał się do istnienia tylko w ludzkim intelekcie, człowiek mógłby pomyśleć o czymś go przekraczającym”. Skoro Stwórca wymyka się intelektowi (umysłowej reprezentacji) istnieje niezaprzeczalnie w sposób realny, jest czymś więcej niż projekcją stworzoną poprzez wzmożony wysiłek szarych komórek. W tym momencie warto postawić pytanie o zasadność podejmowania logicznej argumentacji za istnieniem Boga.

Zdaje się, że ścieżki do takiego myślenia o Bogu (na gruncie chrześcijańskim) wytyczył Tomasz z Akwinu (takie próby podejmowano znacznie wcześniej, czego przykładem są pisma św. Augustyna, w których bronił on za pomocą metody filozoficznej podstawowych prawd wiary), który wskazywał na pięć dowodów na istnienie Boga. Trzy z nich określić można jako fizyczno-przyrodnicze (cel rzeczy stworzonych, istnienie poruszyciela, przyczyna sprawcza) i dwa jako filozoficzne (byt konieczny, rożne stopnie doskonałości rzeczy stworzonych). O ile w epoce Tomasza z Akwinu takie ujmowanie kwestii zaspokajało całkowicie potrzeby wątpiących to XXI wiek (a wcześniej epoka oświecenia) stawia teologów przed nowymi wyzwaniami. Taktownie Boga jako hipotezy badawczej, którą należy udowodnić jest mieczem obosiecznym – uderza w takim samym stopniu w scjentystów jak i w ludzi Kościoła. Książkę „Bóg urojony” Richarda Dawkinsa można uznać niewątpliwie za jeden z przykładów, który obrazuje zasadę, iż błędnie obrana metodologia nie pozostawia na polu bitwy naszych żołnierzy i żołnierzy przeciwnika. Autor za cel postawił sobie obalenie hipotezy głoszącej istnienie Boga. Zarzucić mu można szereg manipulacji, które przede wszystkim ujawniają się w karykaturalnej asymetrii pomiędzy religią a nauką. Gdy autor opisuje religię chrześcijańską i jej wyznawców mówi o barbarzyńskim pełnym amoralności kulcie (w tym celu przytacza zapisy z Księgi Kapłańskiej) i ludziach pozbawionych zdolności racjonalnej oceny własnych czynów. Z kolei swój wywód naukowy (jako eksperta – biologa) buduje w sposób przejrzysty, logiczny i spójny. Nie pozostawia on złudzeń odnośnie statusu religii. Dla dobra ludzkości należy odrzucić te „ciemne praktyki”. Podsumowując Bóg nie jest twórcą moralności (moralność ma charakter ewolucyjny) nie jest też stwórcą świata (w tym celu Dawkins odwołuje się do osiągnięć nauk przyrodniczych) zatem stanowi on tylko fantazję ludzi nieoświeconych. Poprzestanie na wyliczaniu nierzetelności związanych z „obiektywizmem badacza” nie wystarczy. Błędna już sama w sobie jest postawiona hipoteza badawcza, a dalsze części wywodu próbują zrekompensować fakt, że Dawkins nie posiada żadnych narzędzi, aby mówić o Bogu ze stanowiska nauk przyrodniczych, bowiem jej przedmiotem jest świat stworzony, zaś zadaniem badacza orzekanie o nim. Pozwala to wyjaśnić fakt, dlaczego sympozja naukowe fizyków nie są poświęcone dyskusjom na temat istnienia lub nieistnienia Stwórcy. Niemniej rzetelnie prowadzone badania, którym przyświeca cel odkrycia Prawdy, doprowadzić mogą do wniosków, że istnieje sfera wykraczająca poza świat materialny, coś czego ludzkie poznanie nie jest w stanie opisać i tym bardziej zrozumieć. Dlatego akcent należy położyć w innym miejscu i rozpocząć najpierw od wiary (jako osobistego i subiektywnego doświadczenia Boga) i zakończyć na wiedzy (zadaniem rozumu jest obiektywizacja owego „spotkania” i przełożenia go na pojęcia za pomocą, których staje się w ogóle możliwie mówienie o Bogu innym ludziom, dawanie o Nim świadectwa). Myślę, że w ten sposób należałoby interpretować słowa Anzelma z Cantenbury „wierzę, aby zrozumieć”.

Obok porządku rozumu zawsze musi stać porządek serca, z którego wypływa wiara. Rozum umożliwia poznanie rzeczy stworzonych i dotarcie do niewygodnej i trudnej prawdy o sobie, którą można wyrazić za Pascalem następująco: „Człowiek jest trzciną na wietrze ale trzciną myślącą”. Człowiek stoi pośrodku nicości i nieskończoności, jego zmysły nie są w stanie uchwycić tych „ekstremów”, czyli czegoś, co go przekracza. Zmysły są stępione, nie potrafią orzec nic pewnego poza pełnym pokory „wiem, że nic nie wiem”. I to jest jedyna wartościowa wiedza, którą należy posiąść, czyli rozpoznać, że dom naszego ciała wzniesiony jest na piasku, zaś każdy powiew wszechświata może sprawić, że zniknie bez śladu. Aczkolwiek nie ma innej możliwości mówienia o Bogu niż odwołując się do intersubiektywnego porządku rozumu (języka). Wiedza przekazywana w ten sposób jest tylko ludzką wiedzą na temat Objawienia, zawężeniem Boga do zbioru pojęć i nazw.

Fundamentalnym doświadczeniem wiary jest spotkanie z Bogiem, nie zaś samo słuchanie o Nim. Każdy kto posiada więź z przyjacielem nie wątpi w jego istnienie (to niepodważalna pewność). Z kolei wiedza podlega dezaktualizacji, teorie naukowe zostają obalane i zastępowane nowymi. Człowiek nie potrafi poznać nawet sam siebie, a co dopiero Boga (neuronauka wciąż zgłębia tajniki ludzkiego mózgu i nie potrafi wyjaśnić wielu zachodzących w nim zjawisk). Dlatego należy zrezygnować z argumentów logicznych i powołać się przede wszystkim na „argument ukrycia”. Otóż Bóg objawi się każdemu w swoim czasie „Szukajcie PANA, kiedy daje się znaleźć, wzywajcie Go, kiedy jest blisko!” (Iz 55,6). Bóg ujęty w sztywne logiczne ramy to martwy Stwórca, przechowywany w formalnie obiekt badawczy. Każda epoka wyobrażała sobie Boga filozofów za pomocą toposów (theatrum mundi, zegarmistrz świata), które wyrażały w zasadzie tą samą wizję demiurga oddalonego od człowieka sklepieniem nieba, władcę kierującym wszystkim z ukrycia. Dzisiaj w erze postępu technicznego byłby on pewnie siecią komputerów (platońską ideą komputerów z jabłuszkiem w logo) przetwarzającą ogromne ilości danych w zawrotnie szybkim tempie. Paradoksalnie Bóg filozofów jest „bogiem bezbożnym”. Ma niewiele wspólnego ze Stwórcą wkraczającym jako konkretna osoba w ludzką historię, którego poznajemy w Jezusie Chrystusie.


Karolina Szymczyk – studentka teologii na EWST we Wrocławiu, doktorantka na UAM w Poznaniu, członkini poznańskiej wspólnoty Reformowanego Kościoła Katolickiego w Polsce.