Niczego nie przedkładać nad miłość Chrystusa.


Śniło mi się, że byłem martwy i obserwowałem siebie. Widziałem siebie idącego do podnóża góry i wspinającego się, choć właściwie nie musiałem się wspinać, bo byłem unoszony. Wiedziałem, że idę na sąd. Wchodziłem na górę i byłem przerażony. Myślałem: „To już koniec. Będę sądzony. Wszyscy będą tam i zobaczą wszystko, co zrobiłem…” Ale kiedy dotarłem na miejsce, był tam tylko Jezus. Nie mogłem zobaczyć jego twarzy, ale był tam na pewno i wyglądał dość tradycyjnie, jak mnich z kapturem na twarzy. Za nim było światło, więc nie mogłem zobaczyć jego twarzy. I wszystko, co zrobił, to objął mnie mocno. A ten uścisk mówił więcej niż słowa – wciąż to analizuję. Pierwsze, co powiedział, to: „Głupi człowieku. Dlaczego się tak martwisz? Czy myślałeś, że cię nie kocham? Kocham cię. Nic nie ma znaczenia, będziesz taki, jaki jesteś.”

Gerard Hughes, SJ (1924-2014)

Niczego nie przedkładać nad miłość Chrystusa.

„Niczego nie przedkładać nad miłość Chrystusa” to prawdopodobnie najbardziej znane zdanie z Reguły Świętego Benedykta, zaraz obok słowa: „Słuchaj…”. Wiara według Benedykta związana jest z ukierunkowaniem serca i naszym aktywnym słuchaniem. „Słuchaj sercem” – nie tylko uszami, mózgiem, ale całym sobą, „uchem serca”. Pierwsze słowo „Reguły dla Mnichów” Benedykta to czasownik, nakaz, skierowany do ludzkiego serca. Słuchaj tego, co Bóg i ludzie, przez których mówi Bóg, mają ci do powiedzenia. Wiara potrzebuje słuchania nie tylko rozumem.

Nasza prawdziwa podróż w życiu odbywa się wewnątrz nas.
– Thomas Merton

Dobrą Nowiną, Ewangelią, jest zaproszenie do wiecznej relacji z Bogiem. Mądrość monastyczna pokazuje nam różnicę między żywą wiarą a kodeksem moralnym, prawem czy zestawem nakazów. Wiara skierowana ku wnętrzu stara się zmienić osobę (nawrócenie) w kierunku pełnej miłości relacji z Bogiem, naszymi bliźnimi i stworzeniem. Wiara wewnętrzna próbuje znaleźć uzdrowienie i odkupienie. Mnisi i mniszki często czują się bezpośrednio powołani przez Boga do nawrócenia. Mnich deklaruje się jako „umarły dla świata” i skupia się na nowym życiu w Chrystusie. Próbuje radykalnie wypełniać swoje przyrzeczenia chrzcielne. Ale to dopiero początek.

Żyjąc życiem nawrócenia i szukając uzdrowienia, mnich lub mniszka stara się otworzyć. To Bóg działa wewnątrz człowieka i jest to długi proces. Niewielu otrzymało od łaski Bożej „szybki tor”. Większości z nas zajmuje to całe życie. A kiedy myślisz, że w końcu osiągnąłeś swój cel! Możesz zacząć od nowa, bo upadłeś. W Regule benedyktyńskiej nazywamy to „conversatio morum”, jest to ślub, który mnich benedyktyński składa na początku życia zakonnego.

„Ślubowanie conversatio morum wyraża naszą nadzieję, że po życiu poświęconym nauce umierania samego siebie, aby żyć dla Boga, będziemy naprawdę „nawróceni”, przekształceni na obraz Chrystusa, abyśmy i my mogli mieszkać w obecności Boga, w towarzystwie wszystkich Świętych. Nasze ślubowanie conversatio morum jest tak naprawdę zobowiązaniem do dążenia do świętości.”

– Siostry z Opactwa Poczęcia Najświętszej Maryi Panny

Jednak droga nawrócenia, odkupienia i rozwoju jest dla wszystkich chrześcijan, zarówno świeckich, jak i zakonników. Wszyscy jesteśmy zaproszeni do relacji z Bogiem przez Chrystusa. Słowo „nawrócenie” zbyt często jest używane do wskazywania na potrzebę nawracania innych. Jakby nawrócenie było jednorazowym aktem! Zrobiłeś to raz i teraz idziesz nawracać innych. Jakie to absurdalne!

Im jestem starsza i im więcej ludzi spotykam, tym bardziej jestem przekonana, że musimy pracować tylko nad sobą, by wzrastać w łasce. Jedyną rzeczą, jaką możemy zrobić w stosunku do innych ludzi, jest kochać ich.

– „Droga do nieba: Wybrane listy Dorothy Day”

Dorothy Day, współzałożycielka ruchu Catholic Worker, a także oblatka benedyktyńska, kładzie nacisk na to, że to właśnie w spotkaniu z drugim człowiekiem, bezdomnym, biednym czy nieznajomym, możemy sami zostać zmienieni lub nawróceni.  „Im bliżej jesteśmy biednych, tym bliżej jesteśmy miłości Chrystusa” – pisała w 1942 roku.  A później dodała: „Tajemnica biednych polega na tym, że są oni Jezusem i to, co dla nich czynisz, czynisz dla Niego. To jedyny sposób, byśmy mogli poznać i uwierzyć w naszą miłość. Tajemnica ubóstwa polega na tym, że dzieląc się nim, stając się ubogimi dla drugich, pogłębiamy naszą wiedzę i wiarę w miłość”.

Uważam, że wiary nie można osiągnąć poprzez podręcznik czy nawet studia biblijne. Może to zaspokoić naszą ciekawość i potrzebę wiedzy, ale wiara ma głęboki mistyczny wymiar. Przede wszystkim wiara musi być relacyjna. Serce musi być otwarte, by przyjąć Słowo Boże, które objawia się przez Ducha Świętego. Jeśli wiara pozostanie jedynie na poziomie wiedzy, nie zapuści korzeni! Zbiór praw nie przybliża nikogo do prawdy w Chrystusie (która zawsze jest miłością!). Słowo, ziarno, musi wzrastać na urodzajnej glebie, w ludzkim sercu. Tam właśnie znajdują się uczucia, tam dzieje się cierpienie, tam toczy się walka między wyborem Boga a egoizmem (lękiem).

Człowiek może potrzebować lub czuć się pociągnięty do jasnego i uporządkowanego życia w klasztorze, do surowego kodeksu moralnego czy uproszczonej „biblijnej” ideologii, ale nie należy tego mylić z wiarą w Chrystusa.

Maria Egipcianka

Inną kobietą, wprawdzie o odmiennej przeszłości, ale równie wspaniałym przykładem, jest św. Maria Egipcianka. To kobieta powołana przez Boga do wiary i odkupienia, mimo iż prawie nie znała Biblii ani nauk Kościoła. Spotkanie z Chrystusem nastąpiło poprzez obraz, ikonę Matki Bożej, w Bazylice Grobu Pańskiego w Jerozolimie, gdzie przybyła na święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Wstrzymana przez niewidzialną siłę przed wejściem do kościoła, uświadomiła sobie własną grzeszność wobec Boga i wieczności. Gotowość do miłości Chrystusa prowadzi ją do pełnego życia w Nim. Wybiera drogę pustelnicy, rozumiejąc, że tam odnajdzie wewnętrzny pokój. Droga Marii Egiptianki stała się drogą pokuty i odnajdywania wewnętrznego spokoju w samotności. Choć dla wielu współczesnych chrześcijan mogłaby się wydawać niedoskonałą, a niektórzy mogliby być nawet kuszeni przez diabła do rzucenia w nią kamieniem, to była niewątpliwie kobietą umiłowaną i cenioną przez Boga.

Ideologia „biblijna”

Problem z wiarą jako systemem moralnym lub ideologią w chrześcijaństwie sięga koncepcji „grzechu pierworodnego” św. Augustyna. To ona poprowadziła Anzelma z Canterbury (1033–1109) do sformułowania teorii zadośćuczynienia w dziele „Cur Deus Homo”, a za nim w XVI wieku, niemieckiego augustianina Marcina Lutra (1483-1546) i francuskiego prawnika Jana Kalwina (1509 -1564) do ujęcia zbawienia w ramach sztywnych, „prawnych” kategorii.

W tym schemacie ktoś zgrzeszył, złamał prawo, więc potrzebna jest kara lub ktoś musi zapłacić dług. W teologii nazywamy to teorią zadośćuczynienia zastępczego. Gdzie jednak w tym wszystkim jest Boża łaska? Bóg jawi się tu głównie jako gniewny sędzia.

Emerytowany arcybiskup prawosławny i mnich Kanadyjski, biskup Lazar, tak skomentował tę kwestię: „Doktryna ta sprowadziła chrześcijaństwo zachodnie do legalistycznego zbioru reguł poprawnego postępowania, pozbawionego elementu wewnętrznej walki (ascezy) o przemianę i przebóstwienie serca i umysłu wierzącego. Ten kodeks prawny wyraża się nie w autentycznej moralności, lecz w systemie samozadowolenia i pychy, martwym moralizmie, gdzie chrześcijaństwo zostaje sprowadzone do ideologicznego programu „poprawnego postępowania”. Staje się wówczas bezduszne i pozbawione sensu.”

Na szczęście, przynajmniej w części ewangelickiej teologii, przez ostatnie stulecie nastąpił progres. Teologia prawosławna nigdy nie zgodziła się z teorią zadośćuczynienia zastępczego, a w teologii katolickiej zawsze istniały alternatywne wizje. Przykłady można znaleźć w pismach Jana Szkota Eriugena (815 -877), później u franciszkanina Dunsa  Szkota (1265-1308), a także w koncepcji „Christus Victor” czy w poglądach na odkupienie wczesnego Kościoła, zwłaszcza sprzed czasów św. Augustyna.

Wracając do Dorothy Day, to nie ideologia ani system sprowadziły ją z powrotem do wiary w Boga, ale miłość i piękno: „Jak opisywała, piękno stworzonego świata przekonało ją, że musi istnieć Stwórca. Radość z miłości ludzkiej pomogła jej zrozumieć piękno miłości boskiej… Zaczęła postrzegać swoje życie – i wszystkie inne życia – jako poszukiwanie miłości, poszukiwanie miłości Najwyższej, Boga.”

– abp José Horacio Gómez

Celem życia chrześcijańskiego jest zbliżenie się do Boga i nie ma co do tego żadnych wątpliwości: Bóg kocha grzesznika. To jest wolą Bożą, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni (nie ma predestynacji!). Dla Benedykta życie chrześcijańskie i życie mnichów jest szkołą służenia Panu. Innymi słowy, jest to szkoła nauki miłości, którą osiągamy ucząc się pokory. Niczego nie przedkładać nad miłość Chrystusa oznacza otwarcie się na naukę poznawania Chrystusa. Miłość Chrystusa, która jest przed wszystkim innym, powstrzymuje nas od osądzania innych.

Moja osobista relacja z Bogiem staje się bardziej wyraźna w miarę jak zmagam się z samym sobą i w mojej odpowiedzi na to, jakim Bóg powołuje mnie do bycia. Najpierw musiałem nauczyć się widzieć i poznać swoje prawdziwe ja, zanim zrozumiałem moją relację z Bogiem. Bóg kocha moje prawdziwe ja, a nie moje zafałszowane ego. A uczenie się o sobie często odbywało się w relacjach z innymi ludźmi. Popełniłem wiele błędów w trakcie mojej drogi i trzeba prosić o przebaczenie. Czasami upadamy, jeśli nie zawsze.

Musimy upadać i musimy być tego świadomi; ponieważ gdybyśmy nie upadali, nie wiedzielibyśmy, jak słabi i nędzni jesteśmy sami z siebie, ani nie poznalibyśmy w pełni cudownej miłości naszego Stwórcy.

– Juliana z Norwich

Aby kochać Boga, kochać bliźniego, nieznajomego i wroga, potrzebna jest obecność Ducha Świętego w sercu, głębokie poczucie pokory i relacji z Bogiem. Jak znaleźć Boga? Wszystko zaczyna się od słuchania uchem serca.

ojciec Johannes Maertens, Wspólnota Dobrego Pasterza